niedziela, 8 września 2013

Historia moich włosów i ich aktualna pielęgnacja

Od jakiegoś czasu bardzo dbam o moje włosy. Chcę aby były zdrowe i mocne, oraz żeby w takim stanie osiągnęły moją wymarzoną długość - do łokci.
Aktualnie, po ostrym cięciu po maturze sięgają troszkę poniżej ramion. Z włosów "do stanika" obcięłam tak, że nie sięgały nawet ramion. Musiałam skrócić je tak drastycznie ponieważ były w opłakanym stanie. Łamały się, kruszyły, nie rozdwajały tylko rozwarstwiały na wiele kawałków. Tak, że większość włosów na końcu miały grzebyczek. Gdy były mokre rozciągały się jak guma. Były bardzo zniszczone i słabe. Strasznie matowe. Prawdziwe siano, sztywne, postrzępione. A wszystko to spowodowane było rozjaśnianiem ich.

A więc od początku:

Zawsze miałam włosy koloru blond. Jako małe dziecko platynowy bardzo jaśniutki blond. Z czasem zaczęły trochę ciemnieć. Zawsze nauczyciele w szkole zwracali mi uwagę dlaczego farbuję włosy, że przecież to zakazane w regulaminie szkoły (podstawówka). Nie farbowałam wtedy włosów, a uwagę zwracali mi ponieważ miałam naturalne pasemka. Włosy na prawdę wyglądały jakbym specjalnie je farbowała. W tym czasie włosy miałam zawszę delikatnie dłuższe niż do ramion, tak do połowy łopatki. Nigdy nie podobał mi się mój kolor włosów. Zawsze chciałam mieć piękne i długie ciemne włosy.
I tak w gimnazjum zafarbowałam pierwszy raz włosy. Na jasny brąz (na ciemny brakło mi odwagi). I tak regularnie co miesiąc (bo odrosty) farbowałam je zwykłą chemiczną farbą z drogerii. Włosy oczywiście zaczęły wyglądać coraz gorzej. Zmęczyłam się comiesięcznym farbowaniem więc postanowiłam SAMODZIELNIE rozjaśnić je rozjaśniaczem w domu! O zgrozo! Takiego siana jak wtedy nie miałam nigdy! Spaliłam je doszczętnie! Zaczęłam litrami wylewać na nie odżywki z mnóstwem silikonów i innych składników żeby tylko je ujarzmić. Owszem po jakimś czasie włosy stały się mniej sianowate i względnie się uspokoiły. Ale tylko pozornie. Były po prostu oblepione silikonem. Włosy nie były w ogóle obcinane przez chyba 3 lata. Ale strasznie słabo rosły.
Cały czas używałam zwykłych drogeryjnych szamponów "super regeneracyjnych" do włosów. Oczywiście z SLS i mnóstwem silikonów, oraz zużywałam całą masę odżywek.
Gdy szłam do technikum zafarbowałam spód włosów najpierw na ciemny brąz a potem na czerń.
W 2 klasie technikum znów zafarbowałam całe włosy na brąz, tym razem ciemny. Raz brąz z prześwitem czerwieni, potem znów jakąś oberżyną. Włosy nadal nie były ścinane, ale nie były długie. Mało co rosły. Przez te 3 lata bez ścinania urosły może 10 cm.
W 4 klasie technikum zaczął się problem ze skórą głowy. Skalp po każdym myciu włosów niemiłosiernie mnie swędział i pojawiały się nawet niewielkie ranki. W dodatku włosy zaczęły wypadać garściami. Jedyne co zrobiłam wtedy to rozjaśnić (znowu) włosy. Z zamiarem nie farbowania ich już. Ale tym razem zrobiła to fryzjerka więc aż tak ich nie spaliła, ale te same włosy były rozjaśnione już drugi raz więc można się domyślić w jakim stanie były.
Skóra głowy dalej mi dokuczała więc wystraszyłam się, że to jakaś choroba. Po wizycie u dermatologa, który dużo mi wytłumaczył zaczęłam interesować się pielęgnacją włosów i składem kosmetyków. Dowiedziałam się o składniku, który mógł przyczynić się do swędzenia skalpu. Mowa o SLS. Odstawiłam szampony z tym składnikiem i pomogło. Skóra głowy wróciła do normy. Jednak włosy były w opłakanym stanie. Aby wyglądały jako tako dalej musiałam oblepiać je mnóstwem odżywek i preparatów wygładzających. Dlatego od razu po maturze drastycznie je ścięłam. W tym czasie nabyłam nieco wiedzy na temat pielęgnacji włosów więc mogłam wkroczyć do akcji.

Aktualnie używam: 

- szampon bez SLS, Babydream;
- raz na tydzień/dwa szampon oczyszczający z SLS o prostym składzie, np. Barwa;
- odżywka Garnier Ultra Doux olejek z awokado i masło karite;
- maska Joanna Naturia z miodem i cytryną;
- olejowanie włosów (aktualnie stosuję metodę na serum olejowe w spray'u);
- zabezpieczanie końcówek serum silikonowym; 

Moje włosy już zdecydowanie są w lepszej kondycji. Zauważyłam szybszy porost. Średnio 2 cm na miesiąc! Nadal "dokształcam się" w pielęgnacji włosów, ale mogę śmiało powiedzieć, że zostałam WŁOSOMANIACZKĄ! :)
Nie używam już prostownicy, a suszarkę ograniczyłam do minimum. Nie suszę też włosów gorącym nawiewem, tylko albo zimnym albo letnim. Jedynym grzeszkiem było zafarbowanie (znowu) spodu włosów na jasny brąz. Nieplanowany zabieg podczas farbowania włosów mojej mamie;) Jednak była to "lepsza" mniej chemiczna farba i nie widzę (na razie) większych skutków ubocznych ;)


P.S. Zapomniałam dodać, że w 1 klasie gimnazjum nabyłam prostownicę, którą przez co najmniej 6 lat! maltretowałam codziennie włosy. Więc moimi grzechami głównymi nie było tylko: brak odpowiedniej pielęgnacji, comiesięczne farbowanie chemicznymi farbami i potem rozjaśnianie włosów. Należy dopisać do tego jeszcze niszczenie włosów suszarką i prostownicą.



Pozdrawiam, Kosmetyczne Love :)

2 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz! Czytam je wszystkie i staram się na każdy odpowiedzieć :)